Nauka / Zespół Ekspertów KUL / Eksperci / Mariusz KOPER

Polscy sportowcy w niemieckiej marce

Mariusz KOPER | 2024-04-29

Polski Komitet Olimpijski (PKOl) zaprezentował stroje, w których biało-czerwoni wystąpią podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu. O ile jednak garnitury, koszule i sukienkę zaprojektowała jedna z polskich firm, o tyle na odzieży sportowej, w której będą rywalizować Polacy na paryskich arenach, widnieje logo pewnej niemieckiej firmy. I ta ostatnia decyzja wywołała lawinę dyskusji sprowadzających się najprościej do tego, czy zasadne jest, aby to Niemcy ubierali polskich sportowców.

Relacje polsko-niemieckie, szczególnie w niektórych kręgach, są napięte od wielu lat. Skutecznie podkreślają je politycy, publicyści i dziennikarze. Również widowiska sportowe, w których rywalizują ze sobą polscy i niemieccy sportowcy, zawsze mają swoje drugie dno. Nierzadko są to więc mecze z podtekstem. Niemcy – nazwani tak przez Słowian (zapewne na określenie ludów niemych, bo mówiących niezrozumiałym językiem) – nie pozostawali dłużni plemionom słowiańskim. Jedna z etymologii nazwy Słowianie (zapewne germańska) wywodzi ją od plemion stworzonych do pracy niewolniczej wobec niemieckich panów. Dyskusyjna z naukowego punktu widzenia, ale też bardzo niesprawiedliwa etymologia.

Warto jednak pamiętać i o tym, że dawna granica między Słowianami a Germanami sięgała dużo dalej na zachód niż ta obecna na Odrze i Nysie Łużyckiej. Nie wszystkim Niemcom się to podoba. Są to jednak nie tylko językowe fakty. Przemawiają za tym słowiańskie nazwy miejscowe, np. Lipsk, Drezno, a nawet – zdaniem wielu językoznawców – obecna stolica tego państwa, czyli Berlin. Warto w tym miejscu dodać, że na obszarze Niemiec mieszkają dzisiaj Łużyczanie, którzy posługują się językami górnołużyckim bądź dolnołużyckim. Dawniej był też język Słowian połabskich, zwany też językiem plemienia Drzewian, które zasiedlało północno-zachodnią Słowiańszczyznę.

Z drugiej jednak strony zastanawiam się czasem, czy krytykanci wszystkiego, co niemieckie, są w swoich przekonaniach i działaniach konsekwentni. Otóż, czy nie jeżdżą niemieckimi samochodami, nie kupują innych produktów pochodzących z tego kraju, nie wyjeżdżają do Niemiec, np. w celach turystycznych bądź zarobkowych. Trudno byłoby w dzisiejszych czasach przesiąść się np. do furmanki, względnie samochodów marki Polonez bądź Syrena, wszak Izery jeszcze nie mamy. Aż strach napisać, że wiele z niemieckich wytworów to solidne i sprawdzone marki, po które w końcu bardzo chętnie sięgamy. Sam, jadąc rano na uczelnię, „wsiadam do Niemca”, robiąc zakupy, nierzadko „kupuję Niemca”, a i na uczelni, kiedy np. opowiadam o początkach językoznawstwa naukowego, wymieniam niemieckich lingwistów, będących prekursorami metody historyczno-porównawczej w badaniach językoznawczych.

Trudno byłoby również uniknąć wpływów języka niemieckiego we współczesnym języku polskim. Co prawda byli i tacy, którzy proponowali zastąpić akurat w tym przypadku nie niemiecki krawat zwisem ozdobnym męskim, jednak bez powodzenia. Absurdalne pomysły z czasów PRL-u, których mocodawcy chcieli zastąpić dziecięcy śliniaczek podgardlem dziecięcym, może w tym miejscu pominę. Aprobaty nie uzyskałyby chyba również stworzone tutaj przeze mnie formy dzierżywsiak i włodzigrodca, które mogłyby wyrugować pochodzące z języka niemieckiego rzeczowniki wójt i burmistrz. Niechęć do wszystkiego, co obce (również niemieckie) do niczego nie prowadzi – tak w sferze językowej, jak i ogólnokulturowej. Nie da się w taki sposób – tutaj zacytuję jednego z narodowców – „nieść krużganka (!) oświaty”. Kaganka tym bardziej. We wszystkim bowiem należy zachować zdroworozsądkowy umiar.

Co się zaś tyczy wyboru strojów olimpijskich oraz konkretnej marki, to z pewnością nie decydują o tym względy sentymentalno-narodowe, ale po prostu biznes. Gdyby było odwrotnie, to oczekiwałbym, że np. Robert Lewandowski razem z Kylianem Mbappé zagrają w ataku Motoru Lublin. Mój Adaś byłby zachwycony. A może udałoby się jeszcze namówić Thomasa Müllera z Bayernu Monachium? Wracając do wyboru, to niemiecka marka stała się sponsorem PKOl-u, podczas gdy jedna z polskich marek takim sponsorem nie była. Czyż to nie jest biznes? Inną kwestią jest to, że niemiecka marka ma swoje fabryki w krajach Dalekiego Wschodu, gdzie produkcja bardziej się opłaca. To również biznes i brutalne prawa rynku. Dotyczy to zresztą i polskiej marki, która także część swoich ubrań szyje w Chinach.

Zdaniem wielu komentatorów stroje polskich olimpijczyków pozostawiają wiele do życzenia w kwestii samej estetyki oraz symboli i barw narodowych. Zwracają przy tym m.in. uwagę na krój czcionki napisu Polska, jak i na jego kolorystykę. Niektórzy w swoich interpretacjach idą dalej, zauważając pewne podobieństwa ze strojami reprezentacji innych krajów. Atakują przy tym samą niemiecką markę, zarzucając jej kiczowatość.

Kilka lat temu jeden z moich rozmówców stwierdził, że nie do końca podoba mu się hymn Polski. Oczywiście go akceptuje, ale dlaczego np. Bonaparte ma nam dawać przykład, jak zwyciężać mamy. Czy nie mamy polskich bohaterów, aby sięgać po kontrowersyjnego Francuza? – komentuje jedną ze zwrotek Mazurka Dąbrowskiego. Po dłuższej rozmowie zrozumiałem, że mojemu rozmówcy bardziej odpowiada „Rota” Marii Konopnickiej, w której żaden Niemiec nie będzie pluł nam w twarz ni dzieci nam germanił. Oczyma wyobraźni starałem sobie zwizualizować sytuację, kiedy na meczu piłki nożnej polski premier i niemiecki kanclerz stoją na baczność przy jednej ze zwrotek hymnu, po czym ten ostatni pyta, co takiego o Niemcach śpiewają chóralnie polscy kibice. Ciekawe doświadczenie. Absolutnie nie chcę zmieniać polskiego hymnu, swoją drogą bardzo rzadko śpiewanego w oryginalnej tonacji F-dur. Należy jednak pamiętać, że ta marszowa pieśń konkurowała w latach 20. XX wieku z utworem Marii Konopnickiej. A może dzisiaj „Rota” uzyskałaby palmę pierwszeństwa jako pieśń narodowa? Mimo że nie jesteśmy pod zaborami, sądzę, że zwolenników takiego wyboru by nie brakowało. Mogę się jednak mylić.

Na przełomie lipca i sierpnia tego roku będziemy emocjonować się występami polskich sportowców na igrzyskach w Paryżu. Wszyscy chcemy, aby nasi herosi przywieźli z paryskich aren grad medali. Niejednego – mam nadzieję – Mazurka Dąbrowskiego będziemy wówczas słuchać w dumie i wzruszeniu. I będziemy też śpiewać o Bonapartem, nie analizując, czy „Geniusz Wojny” jest dobrym przykładem do zwyciężania, czy też złym. A czy skupimy się w trakcie zmagań olimpijczyków na strojach takiej bądź innej marki? Nie sądzę, wszak i tutaj nie szata zdobi człowieka. W przypadku sportowców będzie to bardziej waleczność, ambicja, hart ducha oraz niezawodne reprezentowanie naszego kraju.

Mariusz Koper
Kontakt

mariusz.koper@kul.pl